Jak przełknąć taką gorzką pigułkę jaką jest upadek własnej marki? Joanna Tymczyj

Każdy z nas przeżył gorycz porażki. Wiemy też jak nieprzyjemna jest to chwila. Ludzie bardzo się od siebie różnią, dlatego nie dziwi fakt, że odmiennie reagujemy na wieść o niepowodzeniu.

Każdy z nas przeżywa porażki. Musimy tylko przełknąć tę gorzką pigułkę, by nie tkwiła jak zadra. Zapraszamy na rozmowę z Joanną Tymczyj o odpuszczeniu i pożegnaniu się z własną marką oraz o tym, czy po takiej porażce można iść dalej z podniesioną głową.

Magda Dydyszko: Założyłaś własną firmę ZdolniZdalni.pl, czym miała się zajmować?  

Joanna Tymczyj: Tak, w marcu 2020 rozpoczęłam działalność, która miała zajmować się marketingiem lokalnych usług. Do tej pory tworzyłam różne materiały content marketingowe m. in. artykuły na blogi, ebooki, strategie komunikacji w mediach społecznościowych. Chciałam wykorzystać to doświadczenie, aby przenosić promocje lokalnych sklepów i usług do sieci. Miałam dogadanych już kilka współprac. Plan był całkiem dobry, ale zanim doszło do jego realizacji wszystko odwróciło się o 180.  

Zaczął się pierwszy lockdown…  

Dokładnie! Rozpoczęcie mojej działalności zbiegło się z pierwszym lockdownem, co mocno ostudziło mój entuzjazm. Pamiętam, jak zachodziłam do osób, z którymi byłam wstępnie umówiona co do współpracy, a Ci z załamaniem rozkładali ręce mówiąc, że nie wiedzą, czy przetrwają następny miesiąc. Cześć z nich musiała zamknąć swoje działalności, inna część zmagała się ze spadkiem zainteresowania ich sklepem, bo klienci wybrali zakupy online. Miałam wtedy poczucie, że mi też nie pozostało nic innego, jak rozłożyć ręce. Ale z perspektywy czasu wiedzę, że ten czas „żałoby” po moim pierwszym, cudownym planie był mi wtedy potrzebny. 

Ile planów pojawiło się w międzyczasie?  

Bardzo dużo. Musiałam wymyślić nowy pomysł na firmę, ale także to, jak poradzić sobie w najbliższych miesiącach. Jednocześnie musiałam dać sobie trochę czasu, na przeorganizowanie się i zadbanie o siebie w tej sytuacji. Wtedy wpadłam w pułapkę drobnych zadań. Brałam dużo małych zleceń, które zajmowały sporo mojego czasu. Przez to nie miałam już zasobów, aby zajmować się promowaniem lub dopracowaniem mojej marki ZdolniZdalni.pl. Ten temat wisiał mi gdzieś nad głową i był dużym stresorem, ale jednocześnie tych codziennych zadań było tak dużo, że brakowało już sił i czasu, aby konkretnie do niego usiąść.  

A stres się tylko zwiększał… 

W pierwszych miesiącach działalności mojej firmy okazało się, że biuro księgowe, które wybrałam z polecenia, nie wywiązywało się z umowy i nie dopełniło niezbędnych formalności. Przez to do dzisiaj zmagam się z rozprawami sądowymi i innymi konsekwencjami ich niekompetencji. Na szczęście szybko zareagowałam i zmieniłam księgową na bardzo zaufaną osobę! Ale przyznam, że ta sytuacja dodatkowo spowodowała, że w mojej głowie zaczęły pojawiać się myśli: Czy ja wszystko psuje? Dlaczego praktycznie każda rzecz zawodzi, nawet ta doskonale przygotowana? Może nie powinnam się zabierać za kolejne rzeczy?  

Potem pojawiła się gorzka niespodzianka i kampania o tej samej nazwie 
 
Tak, nagle jednego dnia dostałam kilkanaście wiadomości od rodziny i przyjaciół z pytaniem, czy widziałam już nową akcję pewnej sieci komórkowej.Nazywała się właśnie „zdolni zd@lni” i dotyczyła przekazywania sprzętu do nauki zdalnej dla potrzebujących rodzin. Dodatkowo wyszukując informacji na ten temat natrafiłam na inną, podobną nazwę, czyli markę Pani  Magdy Wiśniewskiej #ZdolnaZdalnie. Wcześniej sprawdzałam dostępność nazwy strony internetowej, ale nie wpisałam nazwy „Zdolni Zdalni” w Googla. Z jednej strony byłam na siebie zła, a z drugiej jestem w stanie uwierzyć, że ten oczywisty punkt po prostu mi umknął w natłoku spraw. Po tych zdarzeniach zupełnie inaczej zaczęłam patrzeć na swoją firmę. Byłam już zmęczona tematem tak, że trudno mi było odnaleźć w sobie siłę i ochotę, na działanie na rzecz moich „Zdolnych Zdalnych”. A presja była duża… 

Z jaką presją się zmagałaś? 

O dziwo była to presja, którą sama sobie stworzyłam. Bo naiwnie wierzyłam, że wszystko musi być idealnie. Z jednej strony nie miałam serca do kontynuowania pracy nad ZdolniZdalni.pl, z drugiej jednak miałam poczucie, że coś musze robić. Prowadzić social media, dopracować stronę, sprecyzować zakres usług. Czułam presję, że jako firma zajmująca się marketingiem, powinnam chwalić się świetnie prowadzoną marką i być swoją własną wizytówką. A wiedziałam, że tak nie jest. Że strona jest „taka se”, że trudno jest mi zaprojektować strategię komunikacji w mediach społecznościowych, bo nie wiem co w sumie chciałabym komunikować. Że na samą myśl o nazwie mojej firmy, czuje nieprzyjemny dreszcz na plecach 

Totalna porażka? 

Zdecydowanie tak się czułam – że poniosłam porażkę, że mi nie wyszło i jednocześnie nie wiedziałam do końca, co z tym wszystkim zrobić. Tworzyłam wtedy treści na różne strony internetowe i blogi, a nie potrafiłam zrobić tego samego dla swojej marki. Każda nowa rzecz, którą wymyśliłam, nie pasowała do tego co było już wypracowane wcześniej. A miałam dodatkowo wrażenie, że przecież nie mogę porzucić tego wszystkiego, co już wcześniej wypracowałam, bo powstało to w bólach i nie mogę tego zmarnować. Ten cały impas żył we mnie, a ja w nim przez kilka miesięcy. W końcu zdecydowałam, że już przyszedł czas na ZdolnychZdalnych, że już muszą odejść. Że lepiej będzie zbudować coś od nowa, niż na siłę ulepszać to, do czego nie mam serca. 

Jak przełknąć taką gorzką pigułkę jaką jest upadek własnej marki?  

Musiałam podejść do tematu praktycznie. Bez sentymentów i z pokorą. Zrobiłam rachunek tego, czego nauczyłam się przez ten rok i co mnie blokowało. Zdecydowałam się wziąć od Zdolnych Zdalnych wszystkie cenne lekcje i przenieść tę naukę do nowej marki – tym razem pod swoim nazwiskiem.  

Czy odpuszczanie nie jest porażką?  

Zależy, kiedy odpuszczamy:) Gdybym poddała się wtedy, przy pierwszym lockdownie pewnie byłaby to wielka porażka. Teraz, gdy minął rok i z powodzeniem przeszłam od Zdolnych Zdalnych do JoannaTymczyj.pl, nie myślę o odpuszczeniu tego tematu, jak o porażce. To coś co musiało się wydarzyć i to był bardzo pouczający rok! 

Skąd mamy wiedzieć, kiedy odpuścić? Kiedy jest ten właściwy moment?  

No właśnie, mój nieokiełznany perfekcjonizm cały czas podpowiada mi: No to może trzeba było to zrobić wcześniej? Chyba zmarnowałaś czas! Jakbyś była taka mądra, to byś ogarnęła to szybciej. Ale od razu, gdy pojawiają się te krytyczne myśli muszę stanąć w swojej obronie. Bo nie ma przecież odgórnie napisanego scenariusza na sukces. Dlatego mogę tylko zgadywać jaki byłby skutek, gdybym podjęła decyzje o zmianie wcześniej. Może teraz piłabym kawę z Elonem Muskiem, a może byłabym w dokładnie tym samym miejscu co wtedy, ale opłakiwałabym już drugą markę! 

Jaką lekcję wyciągnęłaś z tego doświadczenia?  

Jest dużo lekcji technicznych, które wyniosłam przy okazji różnych współprac pod sztandarem Zdolni Zdalni. Chodzi tu między innymi o to, jak zabezpieczyć swoje interesy w umowach, jak dobierać partnerów w biznesie, jak dbać o swoje granice. Poznałam też obszary, w których wiem, że na pewno nie chcę działać – a to przecież też cenne informacje. 

Ale są też te bardziej emocjonalne i światopoglądowe lekcje. Że warto jest być czujnym, na wszystkie „to powinno wyglądać tak”, „to trzeba robić dokładnie w ten sposób” i ogólnie na wszystkie powinności. Czasami trzeba zrobić coś po swojemu! No i najważniejsza lekcja „lepsze” jest wrogiem „zrobionego”. Nie każda rzecz musi być idealna, nie trzeba też łapać od razu wszystkich srok za ogon!  

Czy te wnioski wpłynęły lub może w dalszym ciągu wpływają na Twoje obecne decyzje / działania?  

Myślę, że nie tylko wpływają, ale też owocują 🙂 Moment, w którym teraz się znajduje jest dla mnie niesamowicie zaskakujący – pozytywnie rzecz jasna. W mojej ocenie, obecna sytuacja pokazuje, że każde załamanie, zwątpienie, czy nawet ta końcowa, totalna niechęć, były mi po prostu potrzebne. I ostatecznie dały mi świetną, kolejną pozycję wyjściową.  

A czym dla Ciebie jest porażka? Twój sposób / metoda na radzenie sobie z nimi? 

To najtrudniejsze pytanie… 

Trudno mi znaleźć odpowiedź na pytanie czym jest dla mnie porażka. Bo jej definicja zależy od sytuacji. 

Chciałabym, niczym Oprah powiedzieć, że „Nie ma czegoś takiego jak porażka. Porażka to po prostu życie, próbujące przesunąć nas w innym, niż wybrany przez nas, kierunku.”. 

Ale wiem, że są takie dni, w których na takie zdanie zareagowałabym prędzej irytacją niż poczuciem ulgi. Bo czasami po prostu nic nie wychodzi. I wtedy moja porażka może stać się całą mną. 

Bo nie dość, że odniosłam porażkę np. Zawaliłam coś w pracy, to do tego zaczęło padać, obiad mi nie wyszedł i potknęłam się na schodach – PO PROSTU PORAŻKA. 

Nauczyłam się przeczekiwać te dni i powtarzać sobie „to też minie”. Ta strategia w moim przypadku się sprawdza, bo gdy cała jestem porażką, to potrzebuję odpoczynku. A zdołowana i tak nic twórczego nie wymyślę, aby rozwiązać problem. 

Na szczęście są też te inne dni – i tych jest zdecydowanie więcej. Takie dni jak teraz, gdy patrzę z perspektywy na moje porażki i myślę sobie „O! To rzeczywiście było trudne/wymagające, ale za to jakie potrzebne/owocne. I do tego świetnie sobie z tym poradziłaś”. 

I właśnie w te dni sobie myślę, że porażka to po prostu zmiana planu na inny (wcale nie gorszy) 😊

A tak na zakończenie i trochę z innej beczki: czy i czego nauczyłaś się od swojego kota w kontekście uczenia się na błędach czy reagowania na porażki? 🙂 

O tak! Od mojego kota spokojnie można uczyć się tego, jak reagować na porażki. Gdy się zdarzą to je zaakceptować. Jeżeli jest taka możliwość, to wyciągnąć lekcję, np. że dystans z parapetu na łóżko jest za długi na jeden skok i trzeba zrobić dwa. No a potem trzeba się po prostu dobrze wyspać 😁

Joanna Tymczyj 

Z wykształcenia jestem pedagogiem oraz doradcą personalnym. Swoje pierwsze kroki zawodowe stawiałam w firmach doradczo-szkoleniowych i to właśnie tam zrodziła się moja pasja do employer brandingu i psychologii organizacji. 

Tworzę teksty na blogi, pod SEO, do ebooków oraz treści na strony internetowe. Projektuję grafiki promocyjne, do mediów społecznościowych, infografiki. Pomagam promować marki online – działam w obszarze newsletterów, wyzwań, webinarów, landing page i każdym innym, w którym przydaje się kreatywność i lekkie pióro. 

Moim konikiem jest HR i psychologia, jednak tworzenie treści dla innych dziedzin jest dla mnie miłym wyzwaniem. Lubię zdobywać nową wiedzę, a marketing pozwala mi dzielić się nią z innymi. Jestem połączeniem perfekcjonizmu i artystycznej duszy. Dla mnie bywa to dużym wyzwaniem, za to efekty mojej pracy potrafią czasem zaskoczyć mnie samą. 

Interesuję się kryminologią. Ukończyłam studia podyplomowe z psychologii pozytywnej, a w wolnych chwilach wekuje i suszę wszystko, co wpadnie mi w ręce. 


reklama własna